Pustka- powieść w odcinkach cz.6


09 lipca 2019, 08:16

Pustka cz. 6

   Biegł niespiesznie, niewiele mu trzeba było do relaksu, wygodne buty i przyjemna trasa. Trochę potu i przyjemne mrowienie w mięśniach dobrze mu zrobi. Mijał nieraz biegaczy ze słuchawkami w uszach, ale on wolał słyszeć wszystko dookoła, czuł się wtedy częścią świata, a nie osobnym bytem zmierzającym nie wiadomo gdzie. Zamyślił się. Popróbował trochę sportów na etapie Agaty, bo wierciła mu dziurę w brzuchu brakiem ruchu. Sama latała na jakieś zumby i pilatesy, nie bardzo się w tym orientował. Za jej namową zapisał się na krav magę, ale jak się wyprowadził z Warszawy, tutaj już nie szukał podobnych zajęć. Pomyślał o bieganiu, bo miał kumpla w pracy startującego w triathlonach. Początki nie były łatwe, szybko się męczył, nie umiał nawet odpowiednio oddychać. Któregoś dnia wnerwiony już i z zakwasami zapytał kolegi, co w tym takiego jest fajnego, polecił mu poszukać na kilka godzin trenera personalnego. I to był bardzo dobry pomysł. Jak już bieganie zaczęło sprawiać mu przyjemność, odkrył, że pomaga mu się zrelaksować, im więcej kilometrów, tym lepszy był efekt. Praca dostarczała mu dość emocji.
Pisk opon, jakiś krzyk. Ścisnęło go gdzieś w okolicy przepony. Ten dźwięk gwałtownie hamującego samochodu… Odwrócił się. Na jezdni leżała chyba dziewczyna, auto już zdążyło stanąć. "O Boże" – jęknął w duchu. Jak dobiegł do niej już zaczynała się zbierać, jakaś kobieta pomagała jej stanąć na nogi. Wyglądało na to, że raczej jest cała, choć widać było, że trochę utyka na lewą nogę. Podparł ją z drugiej strony. Razem ze starszą panią odprowadzili ją na przystanek po drugiej stronie ulicy. Jak dochodzili na miejsce, słyszał jak ktoś wzywa karetkę, a inna osoba policję.
–Nic ci nie jest?– zapytał dziewczynę, nieco bladą jeszcze, jak usiadła trzęsły jej się złożone na kolanach ręce.
–Chyba nie– niepewnie odpowiedziała.
Po chwili podjechała karetka. Patrzył na feralny samochód, ale nie zauważył, żeby wysiadł kierowca. Potrącił dziewczynę i nawet nie zainteresował się, co się z nią stało, co za fiut– w myślach Andrzej nie życzył mu dobrze. Zaraz zjawił się radiowóz. Ratownicy zdążyli już zabrać dziewczynę, słyszał coś piąte przez dziesiąte, że bolała ją noga. Na przystanku zdążył się zebrać spory tłumek gapiów. Nigdy nie potrafił zrozumieć jak to się dzieje, że wydawałoby się sekundę po wypadku zbiera się aż tylu ludzi.
Policjanci podeszli do samochodu. Dalej nie widać było kierowcy. A przecież mignął mu jak pomagał dziewczynie wstać.
Na początku widział, że coś jeden mówi i puka w szybę, ale nic się nie wydarzyło. Zaraz lepiej usłyszał.
– Proszę zgasić silnik i wysiąść z samochodu.– Dalej nic, żadnej reakcji kierowcy. Drugi w końcu otworzył drzwi zielonego volkswagena, a wtedy powolutku osunęło się na drogę ciało kierowcy. Andrzeja aż zatkało. "Jezu, co mu się stało" – pomyślał. Jeden policjantów przyklęknął przy kierowcy. Zaraz się cofnął gwałtownie.
– Pijany do nieprzytomności– rzucił do kolegi.
Po kilku minutach podjechał wezwany przez nich drugi radiowóz.
Policjanci zebrali zeznania wszystkich świadków, a holownik samochód. Andrzej wciąż siedział na przystanku. Nie mógł się ruszyć. Teraz to jemu trzęsły się ręce. Rozemocjonowany tłumek gapiów zdążył już się rozejść, a on dalej siedział jak skamieniały. W uszach raz za razem eksplodował mu pisk hamulców samochodu. Ze środka brzmi trochę inaczej. Znów miał przed oczami tamtą drogę. Ciemno, deszcz. Nie zauważył go, wpadł mu prosto pod koła, nie zdążył zahamować. Jak wysiadł z auta na galaretowatych nogach od razu usłyszał rozdzierające skomlenie. Duży, brązowy pies, cały we krwi leżał na drodze. Nogi już nie mogły utrzymać chłopaka, podciągnął się do pobocza i tam zwymiotował wszystkim co miał. Uderzył go odór nieprzetrawionej wódki.
Droga była kompletnie pusta. Jechał bocznymi z dala od domów, jak już nie raz po imprezie z chłopakami. Sam nie wiedział jak długo siedział przy rowie. Pies szybko przestał skomleć. Powoli zaczynało świtać, musiał się stąd ruszyć, bo może niedługo ktoś tędy będzie jechał do kościoła na poranną mszę. Wstał powoli. Musiał psa przesunąć, bo droga była wąska, a i nie chciał, żeby jakiś następny samochód na niego najechał. Nie spodziewał się, że martwy pies może być taki ciężki. Dobrą chwilę zajęło mu przesunięcie go ten niewielki odcinek. Słodki odór krwi przyprawiał go znowu o mdłości, ale żołądek już był pusty. Szybko wytrzeźwiał. Był brudny. Śmierdział wymiocinami, wódą i krwią. Drżącą ręką przekręcił kluczyk w stacyjce. Nic, żadnej reakcji, kolejne próby też nic nie dały. Jeszcze kilka razy przekręci kluczyk, rozrusznik nie będzie się już do niczego nadawał. Zaczynało już szarzeć, jeżeli zaraz się stąd nie ruszy, ktoś go w końcu znajdzie na tej drodze. Nie miał zamiaru stanąć twarzą w twarz z mieszkańcami jadącymi na poranną mszę. Nie chciał, żeby ktokolwiek się dowiedział o tym, co tu dziś zaszło, ale sam auta do domu nie zapcha, wybrał w telefonie numer Tadka.
Przyjechał po kwadransie, zapiął samochód na hol z pomocą Andrzeja. Ten nie wdawał się za bardzo w szczegóły, powiedział tylko, że miał stłuczkę i samochód nie zapalił. Jak tylko Tadek podszedł do Andrzeja to już się do niego ani słowem nie odezwał. Smród wyrzyganej wódki nie pozostawiał cienia wątpliwości, co potrzebujący kolega robił ostatniej nocy i że absolutnie na drodze w aucie znaleźć się nie powinien. Na szczęście Andrzej nie musiał jechać obok Tadka w jego aucie. Siedząc w holowanym samochodzie miał wystarczającą ilość czasu do refleksji. Droga dłużyła się niemiłosiernie, kulił się nieco za kierownicą, by jak najmniej osób go zobaczyło, ale przy jego wzroście te zabiegi były cokolwiek bezcelowe. Zachowywał się jakby na masce miał krwią wypisane ”PIJANY KIEROWCA ZAMORDOWAŁ PSA”. To tak zaczynała się paranoja? Tak jak Andrzej chciał, Tadek sholował go do swojego garażu. Tu mieli naprawić samochód. Tadek chciał go odwieźć pod dom, ale Andrzej nie miał zamiaru zapaprać i jego samochodu. Poszedł na piechotę. Zdążył na szczęście wejść do łazienki, zanim wstali rodzice. Po kąpieli od razu wyniósł worek z ciuchami do kontenera na śmieci, nie chciał już w ogóle ich widzieć na oczy, szkoda, że tak łatwo nie da się kasować wspomnień. Wybierasz niechciany fragment, pakujesz do kosza i wyrzucasz. Na samo wspomnienie tego smrodu znowu robiło mu się niedobrze. Tadek przez cały poniedziałek nawet się do niego słowem nie odezwał. We wtorek rano dostał tylko SMS’a „kup nową chłodnicę”.  Przyszedł do niego popołudniu tego samego dnia. W milczeniu poszli obaj do garażu. Andrzej nie wiedział co powiedzieć, a Tadek najwyraźniej nie chciał z nim rozmawiać. Grzebał w samochodzie i tylko czasem rzucał Andrzejowi polecenia typu „daj klucz dziesiątkę”. Ani słowem nie wspominał o niedzieli.
– Zderzak założysz sam.– Ni to zapytał, ni stwierdził kolega. Alleluja, pierwsze całe zdanie od dwóch dni.
– Jasne, dzięki stary.
Tadek zatrzasnął maskę auta i się odsunął. Pierwszy raz od tej feralnej niedzieli spojrzał kumplowi w oczy.
– No to co, teraz oblejesz naprawę auta?– wysyczał przez zaciśnięte usta.
– Przepraszam…– Andrzej nawet nie wiedział, co mógłby dodać.
Tadek złapał do za przód bluzy, kompletnie nie miał znaczenia fakt, że Andrzej przewyższał go o głowę.
– Od miesięcy zachlewasz się prawie codziennie i jeszcze napity jeździsz autem. To mógł być człowiek do kurwy nędzy!– wykrzyczał mu prosto w twarz.– A teraz wypierdalaj stąd i przeproś tego psa, mnie nie masz za co.–Puścił go i wyszedł.
Andrzej bezmyślnie gapił się jeszcze chwilę na puste już podwórko za bramą garażową. Tak bardzo trzęsły mu się ręce, że ledwo dał radę wrzucić jedynkę i wyjechać.
Siedział teraz na przystanku i w głowie wciąż huczał mu krzyk Tadka „ To mógł być człowiek do kurwy nędzy!” To mogłem być ja. Tyle razy jeździł na gazie. Jakby nie potrącił tamtego psa, może skończyłby jak ten koleś dzisiaj. Odetchnął kilka razy. 
Koledzy od kieliszka szybko o nim zapomnieli, jak przestał pić w ogóle. Z dawnych znajomych został tylko Tadek. Opowiedział o tym tylko raz, ojcu. Marzył o kieliszku na ukojenie nerwów, mimo że tyle lat już nie pił, to pragnienie czasami wracało, zapić, zapomnieć. Ale nigdy nie złamał się. Tamtej nocy przysiągł sobie, że już nigdy nie będzie pił, Tadek miał rację.
Wstał powoli. Już tak się nie trząsł. Stracił kompletnie chęć na bieganie. Chciał już tylko zaszyć się w domu. Mignęło mu nagle pod nogami coś małego i czarnego. Na chodniku leżał mały portfel. Może potrąconej dziewczyny. Otworzył go i zajrzał do środka. Nie znalazł żadnych dokumentów, tylko trochę gotówki, ponad sto złotych. W środku była niewielka karteczka, wyciągnął ją.
„Drogi uczciwy znalazco:) Jeżeli znalazłeś ten portfel, to znaczy, że znów miałam pecha i trzeci raz zgubiłam portfel. To mój numer telefonu 536 130 459. Dziękuję”
Po tym, co tu się stało, ta śmieszna karteczka wydawała mu się kompletnym absurdem. Dziewczyna miała pewnie dość przeżyć jak na jeden dzień, nie chciał, żeby do tego doszło jeszcze zgubienie portfela. Próbował się dodzwonić trzy razy. W końcu napisał SMS” Tu znalazca portfela, proszę o kontakt”. Pijani kierowcy potrącają młode dziewczyny, a jemu się teraz chciało śmiać. Chyba schodziło z niego napięcie. Wrócił do domu, nie wiedział, gdzie mieszka potrącona dziewczyna, więc i tak musiał czekać, aż do niego oddzwoni. "W szpitalu raczej może nie mieć czasu na pogawędki" – pomyślał ponuro.
Ucieszył się, gdy godzinę później oddzwoniła.
– Słucham – odebrał zaraz.
– Dzień dobry, z tej strony Anna Bielska, znalazł pan mój portfel tak? Taki mały czarny? –  dopytywała.
– To nie ty – wyrwało mu się na głos.
– Słucham? – Nie dziwił się, że była zaskoczona
– Przepraszam, znalazłem portfel na przystanku, myślałem, że należy do dziewczyny potrąconej przez samochód.
– Słucham? Jaka dziewczyna? Jaki samochód?– wyrzucała z siebie pytania jak kule z karabinu.
– To ja przepraszam, niepotrzebnie mieszam. Gdzie pani jest, chciałbym oddać portfel.
– Jestem w Rzeszowie, proszę wybrać miejsce.
– Dobrze. Może spotkamy się pod Filharmonią o dziewiętnastej?
– Bardzo dziękuję, do zobaczenia.

09 lipca 2019, 09:39
Dziękuję. Końca jeszcze nie widać, zatem sama ciekawa jestem, gdzie mnie zaprowadzi ta historia:)
Szczęśliwa Siódemka
09 lipca 2019, 09:37
Poruszająca historia. Jestem ciekawa, co będzie dalej :)

Dodaj komentarz