Archiwum 06 maja 2019


Pustka- powieść w odcinkach cz.2
06 maja 2019, 16:27

Pustka cz.2

Rozdział 1

Nieustanny szum rozmów w open space ich biura czasami działał mu na nerwy, tak jak dziś. Jeszcze dobrze nie skończył rozmawiać z gościem z giełdy o ofercie na ładunek z Luksemburga, jak podeszła do niego Paulina ze zwieszoną głową. Popatrywała nerwowo na swoje stanowisko, więc nie trzeba było detektywa, żeby domyślić się, że za chwilę usłyszy niezbyt przyjemnego newsa.

– Mietek Rząsa jest w Rudnej Wielkiej. Wjechał pod za niski wiadukt. Ściął kabinę konia. Policja jeszcze nie przyjechała. – Andrzej z przyjemnością zauważył, że dziewczyna mimo, iż pracowała tu raptem dwa miesiące, nauczyła się już, że jak mówi do niego, to ma być konkret.

– Co wiezie?

– Leki z Francji.

– Ja pierdolę… – wyrwało mu się. Zamknął na chwilę oczy. Jurek na parkingu będzie musiał poczekać, trzeba najpierw załatwić ten shit. Wziął do ręki telefon i zaraz usłyszał w słuchawce.

– Andrzej, no nie zobaczyłem…

– Rusz dupę i sprawdź czy jest przełączony na diesel agregat na chłodni –  przerwał kierowcy. – I sprawdź ile masz paliwa. Nie ruszaj na razie naczepy, nawet nie próbuj otwierać. Poczekaj na policję, musimy mieć na to glejt. Teraz najważniejsze przeładowanie towaru, a tłumaczyć się będziesz szefowi, nie mnie. – rozłączył się bez pożegania.

– Arek, Rafał – zawołał nad biurkami. – Na cito do mnie. – Przyszli szybko z nieodłącznymi telefonami. Rafał po drodze kończył jeszcze rozmowę.

– Rafał, kto tam z krajówki jest najsprytniejszy? – cicho zapytał Andrzej.

– Kaziu – odpowiedział niewysoki brunet.

– Ściągnij mi go tutaj. Mamy w Rudnej chłodnię z lekami po wypadku, Mietek Rząsa zrobił z niej kabriolet. Naczepa cała, ale chyba nie muszę tłumaczyć, co trzeba zrobić? – Cała trójka z niedowierzaniem pokręciła głowami.

– Kto mu kurwa pozwolił na chłodni jeździć? – zapytał Arek, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zaraz podszedł najstarszy ze spedytorów.

– Kaziu, w Rudnej mamy chłodnię z uszkodzonym koniem, trzeba mi drugą chłodnię i jakąś solówkę z windą i paleciakiem, żeby to przeładować. Ten kretyn wiózł leki, jak czujniki pokażą za duże wahania temperatur to jesteśmy w czarnej dupie i skończy się dużo gorzej niż afera ze spleśniałymi mandarynkami z Hiszpanii. Jak nie ma naszego auta, to dzwoń do kogo chcesz, nie mamy wiele czasu.

– Paulina, dzwoń do klienta, a jak się boisz, to dawaj numer. Na zewnątrz jest ponad trzydzieści stopni, muszę wiedzieć, czy czujniki wytrzymają przeładunek.

– Możesz ty? Ja nie znam się na tych czujnikach, proszę. – Andrzej miał wrażenie, że zaraz dziewczyna się rozpłacze.

– Dawaj telefon, sczytaj potem jego pozycję i daj Kaziowi. – Dziewczyna szybko mu zapisała numer na kartce i odeszła do swojego biurka. Później zastanowi się, czy dać jej jeszcze szansę, była nowa, miła, skrupulatna, ale czy to na jej nerwy ta robota? Do końca okresu próbnego został niecały miesiąc i opinię będzie musiał wydać on. Szybko wykręcił numer i po dwóch minutach nieprzyjemna rozmowa była skończona. Mają tylko pół godziny przy tych upałach od otworzenia chłodni. Mogliby poczekać do wieczora, ale policja raczej się nie zgodzi na tak długie blokowanie drogi, a i paliwa może braknąć w agregacie. Agregat!

– Paulina! Dzwoń do Mietka, ile mu zostało paliwa w agregacie! – rzucił ponad swoim monitorem. Widział, że Kazek akurat nie rozmawia, to zapytał o potrzebne mu auta.

– Szukam! – Tyle usłyszał w odpowiedzi.

– Paulina, chodź tu jeszcze – zawołał dziewczynę. Jak tylko podeszła dodał:

– Jak się dodzwonisz do Mietka, pomożesz Kaziowi szukać wolnych aut. Arek też szuka. Ty sprawdź giełdę.

Andrzej myślał szybko. Winda nie problem, nawet kuriera dedykowanego można wyczarować, gorzej chłodnia. Znów zamknął oczy. Rozwiązanie, myśl o rozwiązaniu, nie o problemie. Zostało mu jeszcze sporo znajomych w poprzedniej firmy. Tam im nie brakowało takich naczep, może mają wolne auto na Podkarpaciu?

– Cześć Sławek, stary mam pożar w burdelu, trzeba mi pożyczyć lodówkę na już pod Rzeszowem. Powiedz, że masz? Zapłacę każde pieniądze. – Głos Andrzeja tonął w szumie rozmów open space’a. – Dobra daj znać. – Jak kończył rozmowę dostał od Pauliny info na snapchacie, które go całkiem zagotowało. Trzydzieści litrów! Tylko tyle paliwa miał Mietek w agregacie. „To będzie długie popołudnie” – pomyślał ponuro.

– Dawaj Sławek – odebrał telefon od kolegi.

– Andrzej, chyba jesteś w czepku urodzony. – Usłyszał. – W Strzyżowie mamy auto, ale tylko do jutra. Ściągamy go na bazę na przegląd, jutro się kończy. Kierowcy kończy się czas za trzy godziny.

– Sławek! Dostajesz od nas najlepsze wino. Wysyłam Ci adres SMS–em. Daj mi tylko jego blachy. Zlecenie już się robi.

– Andrzej, wysyłam gościa. Pisz. Wanda, Natalia, Darek, zero zero trzysta trzy, Wanda, Natalia, Darek, dziewięćdziesiąt osiemset dwa. –  Andrzej szybko notował numery auta i naczepy: WND 00303, WND 90802.

– Tylko spróbujcie nie zapłacić! – roześmiał się kolega. – Chłopakowi nie do końca się ten dowcip podobał, znał sporo firm transportowych, którym klienci wisieli setki tysięcy złotych.

– Osobiście tego dopilnuję. Dzięki za uratowanie dupy. Dzwoń jakby co, odwdzięczę się.

– Mamy lodówkę! – krzyknął do Pauliny, Kazia i Arka.

– Kaziu – obdzwoń kurierów z Rudnej, za  pół godziny mamy mieć windę i paleciaka na miejscu. Niech zabiorą nowe plomby.

– Paulina, ty mi daj dokładny adres rozładunku. Wyślij SMS–em, ja ci zaraz podrzucę dane firmy i blachy, zrobisz zlecenie. – Niemalże było słychać jak wielki kamień spada jej z serca. –  Tu masz numer do Sławka z Export Transu, wpisz kwotę, jaką ci poda.

Teraz dopiero Andrzej mógł zadzwonić do ich speca od ubezpieczeń. Dwadzieścia pięć minut minęło odkąd Paulina uraczyła go wiadomością dnia. Wrócił do giełdy. Teraz mógł dalej szukać ładunku dla kierowcy w Luksemburgu. Za dwie godziny już nie będzie czego szukać, bo po siedemnastej to już wszyscy idą do domu. Teoretycznie kończył pracę o szesnastej, ale zwykle nie brakowało rozrywek i improwizacja była ich chlebem codziennym.

Dwie godziny później zły na siebie kończył rozmowę z Jurkiem w Luksemburgu. Jak tego nie znosił. Zamiast wysyłać zlecenie, musiał powiedzieć gościowi kwitnącemu na jakiejś beton plaży tysiące kilometrów od domu, że musi jeszcze jeden dzień poczekać na ładunek do kraju. Dobrze chociaż, że leki jechały już na innym aucie do celu.

Wyszedł z biura ostatni. Zamknął kodowane drzwi i odetchnął głęboko gorącym jeszcze letnim powietrzem. Na szczęście dziś przyjechał autem, więc nie będzie musiał czekać na przystanku na autobus.

Po powrocie do domu nie tracił czasu. Zjadł szybko wczoraj ugotowany obiad i przebrał się w swój ulubiony strój do biegania. Tak się to ładnie nazywa w ofertach pracy: „umiejętność podejmowania szybkich i trafnych decyzji”, nikt przecież nie napisze gaszenie pożarów w burdelu. Spedytorzy różnie radzili sobie ze stresem, Kaziu i wielu innych palili szlugi, niejeden za dużo pił. Andrzej nienawidził smrodu dymu papierosowego, nie pił od dawna, a gdzieś trzeba było spuścić parę z imbryczka negatywnych emocji. Pogratulował sobie w duchu jeszcze raz, że zaczął biegać. Może nie dopadnie go tak szybko wypalenie zawodowe. Pięć kilometrów wystarczyło. Zadowolony wrócił do domu.